Archiwum 06 czerwca 2020


Ekonomia
06 czerwca 2020, 16:56

 

Rozmowa z Tomaszem, rocznik '65

 

Patryk: Czy jest coś wyjątkowego w ekonomii PRL-u, w porównaniu do dzisiejszych czasów?

Tomasz: Zarabiało się śmieszne pieniądze w przeliczeniu na dzisiejszą walutę i niewiele produktów było dostępnych do kupienia, ale nikt się tym nie przejmował.

 

P: Dlaczego?

T: Mała dostępność dóbr i usług powodowała, że było nas stać praktycznie na wszystko. Wyobraź sobie, że dzieciństwie mogłem sobie pozwolić na chodzenie do kina co tydzień.

 

P: Co tydzień? Nie do pomyślenia.

T: Prawda? Ceny biletów były niskie, a i repertuar ograniczony, co niejako sprawiało, że trzeba było chodzić na ten sam film po kilka razy. Nawet już nie pamiętam ilości godzin spędzonych na przeżywaniu przygód Luka Skywalkera i Hana Solo w "Nowej Nadziei". To były czasy! 

 

P:  Dzisiaj wyprawa całą rodziną do kina to wypadek ponad 100 złotych.

T: To cena za jeden seans plus przekąski. Nie od dzisiaj wiadomo, że multipleksy zarabiają przede wszystkim na sprzedaży popcornu, nachosów i coli. Oczywiście trzeba brać pod uwagę różne czynniki, jak np. jakość wyświetlanego filmu, koszty utrzymania kina i pracowników, które kiedyś były niższe. Teraz widz oczekuje rozrywki na wysokim poziomie, więc musi za nią więcej płacić. Natomiast mieliśmy rozmawiać o wyższości PRL-u nad dzisiejszymi czasami i koszt dostępu do rozrywek jest jednym z takich aspektów. 

 

P: Czy są jeszcze jakieś inne dziedziny życia, gdzie te różnice w cenie są bardzo widoczne?

T: Komunikacja publiczna. Dzisiejsze ceny biletów w dużych miastach w porównaniu do jakości dróg i transportu miejskiego to jest jakaś kpina.

 

P: Możesz proszę rozwinąć?

T: W PRL-u płaciło się bardzo tanio za bilety miejskie i docierało się do miejsca docelowego bez przeszkód. Dlaczego? Przede wszystkim nie było aż tylu samochodów, więc ruch drogowy przebiegał płynniej niż obecnie, a także nie było tylu remontów w tym samym czasie, co powoduje znaczące utrudnienia w ruchu.

 

P: Kraków pod tym względem to istny koszmar.

T: Zgadzam się. Jaki jest sens robić kilka remontów jednocześnie, jeśli przez to blokuje się całe miasto? Ludzie nie są w stanie dojechać do pracy na czas, samochodów tylko przybywa i nawet drakońskie ceny za parkowanie w centrum nie jest w stanie poprawić tej sytuacji. W PRL-u komunikacja miejska nie była oczywiście tak rozwinięta, jak obecnie, ale na pewno lepiej działała, a i ceny biletów zachęcały do korzystania z tej formy transportu. 

 

P: Co możesz powiedzieć o utrzymaniu mieszkania?

T: Oczywiście było o wiele tańsze niż obecnie, głównie za sprawą czynszów komunalnych. Również ceny nieruchomości nie były tak wysokie, jak obecnie, chociaż tutaj trzeba przyznać, że na takie mieszkanie spółdzielcze można było czekać i kilkanaścia lat. 

 

P: Czy w turystyce widzisz również jakieś pozytywne aspekty? 

T: Turystyka w PRL-u to przede wszystkim ośrodki wypoczynkowe zakładów pracy. Zakład zapewniał do 2 tygodni wakacji w naprawdę niskiej cenie. 

 

P: Niższej niż obecnie?

T: Porównaj sobie cenę wakacji nad Bałtykiem w sezonie turystycznym do wyjazdu na urlop do Bułgarii czy Turcji. Nie muszę chyba mówić, gdzie znajdziesz wyższe ceny.